Znajomi, którzy nie wiedzą czym jest choroba alkoholowa często pytają mnie kiedy się wyleczę, czy już mogę pić. Muszę ich wtedy uświadamiać, że leczenie uzależnień trwa przez całe życie i nie ma swojego końca. Jest to codzienna walka, którą podejmuję i udaje mi się od dłuższego czasu wygrywać. Dlatego chciałam napisać Wam o tym. Żebyście wiedzieli, że każda codziennie wygrana walka nie oznacza, że wygraliście wojnę. Ona zaczyna się na nowo z każdym dniem. Jest to męczące, ale naprawdę warto. Warto zrobić to nie tylko dla bliskich, ale przede wszystkim dla siebie. Żeby żyć prawdziwie i świadomie. Z czasem zaczęłam radzić sobie bez terapii, ale nadal uczęszczam na spotkania AA, ponieważ systematyczne spotkania z ludźmi, którzy mnie rozumieją dają mi ogromną siłę. Kiedy jednak czuję, że nadchodzi załamanie, to dzwonię do mojej opiekunki i rozmawiam z nią. I wiem, że jeśli nadejdzie moment kryzysowy natychmiast udam się znów na terapię, bo nie chcę zaprzepaścić tego co osiągnęłam. Wszystkim tym, którzy przeżywają to samo radzę, żeby podczas gorszych chwil wracali na spotkania AA i szukali pomocy u profesjonalistów. Czasami wydaje nam się, że sami damy sobie radę. W większości przypadków jest to niemożliwe, a nawet jeśli, to dlaczego odmawiać pomocy. O wiele łatwiej jest kiedy ktoś Cię wspiera, wierzy w Ciebie i motywuje na każdym kroku. Pozwólcie sobie pomóc :).
Niestety czasami przychodzi taki czas, kiedy tracisz głowę i wracasz do starych nawyków. Kiedy tracisz panowanie nad sobą i rujnujesz wszystko, co starałaś się zbudować. Upijasz się i tracisz kontrolę nad sobą. Nie ma już ratunku, bo biorąc pierwszy łyk dokonałaś wyboru. Dokonałaś wyboru w 3 sekundy, a konsekwencje tego wyboru, będziesz musiała znosić przez całe życie. I nie masz prawa się usprawiedliwiać i mówić, że przecież to był gorszy dzień, że nikt nie może mieć pretensji, bo w końcu jesteś chora, jednak to Ty zdecydowałaś, że dzisiaj to zrobisz. Że dzisiaj się napijesz. Ten ostatni raz. A potem obudziłaś się rano z falą pretensji od wszystkich, jak mogłaś to zrobić. Jak mogłaś tak wszystko zaprzepaścić. I jesteś wściekła na nich, że Cię nie rozumieją i na siebie, że znów stałaś się tym, czego nienawidzisz. A potem zbierasz się w sobie i próbujesz walczyć i odzyskać ich szacunek i szacunek do siebie. I nie wiesz już co masz robić. Kompletnie nie wiesz jak to zrobić. Ale myślisz o tym, ile Cię to nauczyło i ile osiągnęłaś przez ostatnie kilka lat i wiesz, że dasz radę, dasz radę to powtórzyć i się zmienić. I akceptujesz to co się stało i wiesz, że Ci, którym na prawdę na Tobie zależy są przy Tobie i wspierają Cię całym sercem. I tylko oni się liczą. Więc wstajesz codziennie rano i starasz się na nowo. I mimo tego, że w środku mała cząstka Ciebie umarła, to idziesz dalej przed siebie i próbujesz znów być szczęśliwa.
Idziesz na terapię, do grupy wsparcia, do przyjaciół.
Bo koniec wszystkiego to Nowy Początek.
Chciałabym dzisiaj opisać Wam trochę to co jest najważniejsze i powinno być najważniejsze, nie tylko w życiu uzależnionej osoby, ale w życiu każdego. Ludzie. Nie zwykli, niezwykli. Przyjaciele, rodzina, partner i wszyscy Ci, którzy dają Ci wsparcie. W momencie każdego załamania zwracałam się właśnie do nich i to oni stawiali mnie na nogi. Bardzo ważna jest stałość relacji i możliwość zwrócenia się do kogoś o każdej porze dnia, szczególnie dla osoby uzależnionej od alkoholu. Ale jak wiadomo, nie każdy może być dostępny cały czas. Na szczęście wtedy z pomocą przychodzą grupy wsparcia i spotkania AA, które właściwie funkcjonują wszędzie i o każdej porze, zawsze mogłam pójść na spotkanie lub zadzwonić do kogoś z grupy. Dzięki takim grupom trwam w trzeźwości do dziś. I nie tylko. Dzięki znajomościom i nowym przyjaźniom, nie tylko trwam, ale żyję i jestem szczęśliwa. Jestem zadowolona ze swojego życia. I mam w sobie jakąś taką niesamowitą pewność, że wszystko będzie dobrze :).
Mimo pozytywnego podejścia, które cały czas staram się utrzymać, czasami pojawia się małe załamanie. Spowodowane takimi samymi drobnostkami, z których cieszę się każdego dnia. A to autobus nie przyjedzie, a to spadnie deszcz, a to sąsiad wierci nad Tobą, kiedy Ty chcesz odpocząć. Niby nic, a jednak, wytrąca Cię to z równowagi i już nie jesteś oazą spokoju. Ale nad tym można jeszcze zapanować, włączając sobie dobrą muzykę, albo po prostu wychodząc z domu i spotykając się z przyjaciółmi. Podobno śpiewanie przez 10 min dziennie poprawia nasz nastrój :).
Gorzej kiedy coś na prawdę się sypie, kiedy odchodzi ktoś bliski, kiedy tracisz pracę albo dzieje się coś, co kompletnie rozwala Cię od środka. Wtedy jest najtrudniej. najtrudniej zachować spokój i najtrudniej nie sięgnąć po kieliszek. Wtedy myślisz sobie, że to nie ma sensu, że bez sensu się starać i męczyć, bo to i tak nic nie daje i tak w końcu życie zwali Cię z nóg i będziesz musiał układać wszystko od początku. Ale nie poddaję się, codziennie zatrzymuje mnie to co kocham, moi bliscy, oni są dla mnie najważniejsi, bez Nich moje życie nie miałoby sensu, a z Nimi mogę wszystko. Nawet kiedy ich nie ma dodają mi pewności siebie, bo wiem, że jeśli coś się nie powiedzie, to będę mogła do nich przyjść, bo wierzą we mnie i dają mi niesamowitą moc. Ludzie są najważniejszą częścią życia, to oni są sensem wszystkiego. Dlatego trwam przy nich i wciąż chce poznawać nowych. Czasem wystarczy jedna rozmowa, która przywróci Ci wiarę w ludzkość...
Po zakończeniu terapii grupowej udałam się w podróż. Podróże pozwalają spojrzeć na swoje życie z innej perspektywy. Pozwalają zrozumieć wiele rzeczy i sprawiają, że wszystkie trywialne, codzienne problemy wydają Ci się błahostką. Szczególnie, kiedy podróżujesz sama i masz czas na przemyślenia. Szczególnie kiedy na szwank są narażone Twoje podstawowe potrzeby, takie jak ciepło, poczucie bezpieczeństwa, miejsce do spania, jedzenie i picie. Wtedy możesz zrozumieć, że to co masz to tak dużo. Oczywiście po powrocie trudno jest nie angażować się w jakieś problemy dnia codziennego. Wracasz do pracy i przerastają Cię obowiązki i rutyna. Ale trzeba znaleźć w sobie siłę, żeby się tym nie przejmować. I cisnąć. I cieszyć się małych rzeczy, a jeśli nie dzieje się nic ciekawego, to znaleźć siłę, żeby podnieść tyłek z łóżka i zrobić coś zajebistego. Nikt nie sprawi, że będziesz szczęśliwy. Tylko Ty możesz tego dokonać. Przestań się nad sobą użalać, narzekać. Spójrz na siebie, zobacz ile masz. Jakim jesteś wartościowym człowiekiem, masz wokół siebie ludzi, którzy Cię kochają. Czegoś Ci brakuje? Na pewno, ale przecież możesz wszystko, możesz zdobyć co tylko chcesz, możesz zrobić co tylko chcesz, wystarczy podjąć decyzję i zacząć dążyć do spełnienia celu. Może zajmie Ci to miesiąc, może rok, może lata, ale uda się. A jeśli coś Cię dobija, po prostu to olej. Zaakceptuj to co jest, pokochaj to co jest i siebie. Ja wiem, że te słowa brzmią jak głupi wykład motywacyjny, że łatwo jest mówić, trudniej zrobić. Ale da się, wiem, ponieważ tego dokonałam. Zajęło mi to dwadzieścia kilka lat. Bo przecież akceptacja siebie i własnego życia takim jakie jest to nieustanna harówa. To najcięższa praca życia, która musi być poparta ogromnym doświadczeniem i ciągle odnawiana. Codziennie musisz patrzeć na siebie i myśleć: "Jestem najlepsza, dam radę", a to wcale nie jest takie proste. I wymaga czasu. Mi zajęło to dwadzieścia kilka lat. Dwadzieścia kilka lat, aby znaleźć w sobie siłę, żeby być szczęśliwą sama ze sobą i nie uzależniać swojego szczęścia od nikogo.
Po terapii nastąpił kryzys, ale udało mi się utrzymać trzeźwość.
Każdy dzień był wyzwaniem, jednak dzięki codziennym spotkaniom AA i terapii indywidualnej jaką podjęłam moja siła rosła.
Każdego dnia mówiłam sobie: Wytrzymaj ten dzień. Wytrzymaj godzinę. Jedną, drugą, dwudziestą.
Tak trudno jest powstrzymać się od czegoś co wypełniało całe Twoje życie,.
Moja obsesja rosła z dnia na dzień przez lata i myślałam, że nie mogę bez tego żyć.
Że tylko to ma sens, że bez tego jestem nikim.
Zatraciłam swoją tożsamość w alkoholu i żeby ją odbudować potrzebowałam bardzo dużo czasu, ale udało się.
Jednak rezygnacja z dotychczasowego życia była najtrudniejszą rzeczą jaką musiałam zrobić w życiu. Codziennie budziłam się z ochotą na to, żeby do tego wrócić. Pokusa była ogromna. Myślałam, że tylko to da mi szczęście, ale wiedziałam, że muszę zacząć pracować nad sobą i nie uzależniać mojego szczęścia, ani poczucia własnej wartości od niczego ani od nikogo. Tylko ja mogłam tego dokonać. Tylko ja sama. Pomoc innych była oczywiście niezwykłym wsparciem, ale wszystko zależało ode mnie. Musiałam uwierzyć, że mogę się z tego wyzwolić, docenić siebie i zrozumieć, że to ja jestem wyjątkowa, sama w sobie, to ja jestem najważniejsza i nic tego nie zmieni. To ja kieruję swoim życiem, nie alkohol. Nie chcę być zależna. Nie dam się stłamsić. Dam radę, ponieważ jestem silna, niezwykła i nie zasłużyłam na to, żeby coś rządziło moim życiem. Będę walczyć, będę się starać cieszyć każdym dniem, doceniać każdy dzień bez alkoholu, kochać życie i każdą najmniejszą piękną chwilę.